Wprawdzie urodzinki dziś ale obchodziliśmy je już po części w Boże Ciało, jakoś tak wyszło.... No a że faktycznie jak się rodziła Boże Ciało było to tym bardziej sentymentalnie dla mnie samej. Jednak dzisiaj z racji podwojnego święta w naszej rodzince upiekłam ten sam torcik co 4 dni temu, bo podbił nasze serca a skoro ciasta nie wykorzystałam w 100% to czemu miało się zmarnować. Kocham wszystko co miętowe, a przepis
Doroty okazał się znowu fenomenalny ( mam jej książkę więc często z niej korzystam)
Jednak jak to ja musiałam dodać coś od siebie i zmieniłam sposób robienia samego ciasta
Szwagier po ostatnim cieście jakie zrobiłam na imieniny mego męża stwierdził, że wysoko zawiesilam sobie poprzeczkę i nie wie czy mi się uda ją przeskoczyć. I wiecie co? Udało mi się tego dokonać. A zagadkowe pionowe ułożenie ciasta było wielkim zdziwieniem. Jeśli lubicie gorzką czekoladę i subtelny smak mięty to jest właśnie to połączenie. Same ciasto nie jest biszkoptem tylko czymś pomiędzy brownie a murzynkiem.
Nawet Jubilatka pomagała w jego robieniu więc dla małych kucharzy też w sam raz. Oczywiście ciasto przebił mega prezent, ale dzięki temu wiem, że jednak coś ze mnie ma a nie tylko w 90% po tacie.