Zapał do uczestniczenia w święceniu pokarmów podobno mija w wieku młodzieńczym. Chodzi dokładnie o sam fakt paradowania z koszykiem. Następnie skrupulatnie ukrywany zostaje w siatkach, reklamówkach i wszelkich torbach, żeby nie był aż taki obciachowy. O ile nie jest MEGA wielki i niestety ukryć sie nie da. Później z racji posiadania własnych dzieci trzeba na nowo się do tej tradycji przekonać by dać dziecku dobry przykład. Większy problem jest jednak wtedy, gdy dziecko ma poważną awersję do budynku Kościoła co ma miejsce niestety w naszym przypadku. W związku z powyższym kilka dni wcześniej przyzwyczajaliśmy dziecię do faktu "święcenia jaj" w jej koszyku.
Który oczywiście specjalnie powstał na tą okoliczność z resztek zielonego filcu
Oczywiście skoro to jej koszyk, nikt nie miał prawa go ruszać ani do niego zaglądać, a już broń Boże robić mu zdjęcia. Więc wszyskie zdjęcia z zupełnego tajniaka.
I to ostatni Wielkanocny akcent tego roku.
koszyczek jest uroczy :)
OdpowiedzUsuńładniusi :) kurcze, nie pamiętam jak to bylo w okresie moejgo mega buntu ale chyba z koszyczkiem biegał mój ojciec - ja w glanach i koszulce z metalowym zespołem raczej do kościoła nie chadzałam :D
OdpowiedzUsuńno, no, mamuśka, nich to tylko córa sie dowie, że ty zdjęcia z tajniaka jej koszykowi robisz :P
OdpowiedzUsuńha ha ha rozwaliłaś mnie tym komentarzem
O to taki duży koszyk albo Inga taka mała ;) Fajny pomysł z tym filcem, my byliśmy świecić pokarmy z tradycyjnym wiklinowym. Nie widziałam nikogo z koszyczkiem z filcu - jesteś prekursorką :]
OdpowiedzUsuń