Razem z naszą kruszynką wybieraliśmy się z pierwszą wizytą do jej starszego o miesiąc kuzyna, potrzebowaliśmy jakiś fajny prezent, gdyż nie mogliśmy iść z pustymi rękoma. Mieliśmy wprawdzie już zakupionego jednego kolorowego chłopięcego rampersa, ale chciałam go jakoś fajnie zapakować. Z pomocą przyszła mi stronka pewnej prześwietnej artystki, która to prezenty dla niemowląt ma opanowane do perfekcji -> klik.
Zakupiliśmy więc paczkę pieluch, następnie ruszyliśmy na polowanie 5m satynowej niebieskiej wstążki, gdyż pasmanterii w okolicy nie ma żadnej. Na całe szczęście w pobliskim metrowym sprzedawczyni uratowała nas z opresji i przy okazji dokupiliśmy u niej zielone skarpeteczki.
Zaraz po przyjściu wzięłam się za pieczenie " torta".
Zaraz po przyjściu wzięłam się za pieczenie " torta".
I po chwili miałam piękny tort bez pieczenia.
Obdarowany co prawda nie wyraził zachwytu, ale jego mama i babcia tak.
Fantastyczny torcik :)
OdpowiedzUsuńŚwietny:))
OdpowiedzUsuńTorcik wyszedł Ci wspaniale ;)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubie je robić. Są takie wdzięczne w towrzeniu ;)
Pozdrawiam
świetny torcik :) widac dar do pieczenia bo urósł wielki :)
OdpowiedzUsuńTortów się nie piecze...
OdpowiedzUsuńJak na pierwszy raz to jestem zadowolona. Tym bardziej ze zawsze chcialam tego sprobowac. A co do pieczenia, to sie nie zgodze bo kazdy biszkopt nalezy upiec, wiec nie wiem o co anonimowi chodzi
OdpowiedzUsuńReeeewelacyjny wprost - pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń