Pewnego dnia dostałam maila z zapytaniem o komplet szydełkowy do chrztu (sukienka na podszewce + czapeczka i buciki) oraz o czas jego wykonania. Przy moim dziecku nieustająco ruszającym się jest to wyczyn w granicach 2 tygodni.
Jak już wszystko było ugadane, dostałam telefon, że chrzest byłby tydzień wcześniej i czy dam radę? Oczami wyobrazi już widziałam, że się nie wyrabiam i wolałam się wycofać niż polegnąć. Poradziłam, żeby poszukali czegoś na allegro, bo może znajdą gotową już sukienkę. Tego samego dnia późnym wieczorem dostaje telefon, że " beze mnie to chrzcin nie będzie". Nie powiem zrobiło mi się bardzo miło. Więc zaczęłam działania od nabycia kordonka, którego zakup to nie była taka łatwa sprawa jak myślałam. Okazało się bowiem, że wszędzie może być dopiero na "po niedzieli". Z przerażeniem w oczach zaczęłam odliczać, że dni mi uciekają i pewnie nie zdążę. Kordonek nabyłam na gościnnym wyjeździe dzięki czemu dzierganie zaczęłam już w niedziele. Jak zaczęłam dziergać, dowiedziałam się, że dziewczynka dla której to robię nazywa się identycznie jak chrzestna mojego męża ( z imienia i nazwiska) i mieszka w tym samym mieście co ona. O mało co nie padliśmy z mężem ze śmiechu.
Widać sukienka była mi i jej pisana. A żeby było śmieszniej, tak się zamartwiałam, że nie dam rady a sukienka była gotowa już w środę!!! Schody zaczęły się z dodatkami...
Buciki robiłam 3 razy bo wychodziły za małe.
Sukienka dla dziewczynki w rozmiarze 74/80
Więc zgodnie z moim mottem " to co niemożliwe załatwiam od ręki" , komplecik po 5 dniach był do odbioru. Dziecię momentami zajmowało się sobą ( pominę jak wyglądało po tym nasze mieszkanie) a momentami próbowało mi pomóc. Wtedy